niedziela, 18 maja 2014

Poszukiwań ciąg dalszy. Pierwsze oględziny.

W końcu nadszedł dzień kiedy znalazłem wóz warty obejrzenia, a do tego niecałe 80 kilometrów ode mnie. Auto nie było tanie, sprzedający wystawił rok 2001 w cenie 25500 zł, samochód z przebiegiem licznikowym 280 tys. km.
Wg sprzedającego auto bardzo dobrze utrzymane, z lpg sekwencyjnym Stag. Wykonane naprawy i inne inwestycje:
  • wymiana uszczelki pod głowicami plus sprawdzenie szczelności
  • montaż haka (auto-hak 3500kg ciągu i 140kg nacisku)
  • wymiana nagrzewnicy i parownika (nagrzewnica z klapkami kompozytowymi)
  • naprawa i regeneracja skrzyni biegów
  • wymiana klocki i tarcze przód i klocki tył
  • wymiana uszczelki drzwi kierowcy
  • opony zimowe (nowe)
  • co 10 tyś km wymiana oleju i filtrów w siniku, skrzyni i reduktorze
Auto jest oczywiście w pełni sprawne, nie wymaga jakichkolwiek nakładów finansowych.

Tyle opisu z ogłoszenia sprzedaży. Oprócz tego dodatkowe informacje które otrzymałem mailem:

1. Pytanie o historię wypadkową auta, jako że w ogłoszeniu nie było o tym słowa. Odpowiedź:

Gdy go kupowałem nie zauważyłem żadnych niepokojących znaków żeby samochód był bity czy malowany, udowodniłem sobie to przekonanie gdy wymieniałem nagrzewnicę bo wtedy samochodzik był w środku rozebrany do zera. Wszędzie oryginalny lakier (pod tapicerką) bez oznak rdzy i pęknięć nawet potwierdziło się jego pochodzenie gdy znaleźliśmy austriackie monety:). Za mojego użytkowania malowałem tylni zderzak po szkodzie parkingowej.

 2. Pytanie czy są jakieś naprawy czy inwestycje które należałoby zrobić, coś na co obecny właściciel nie miał czasu, chęci itd. Odpowiedź:

NIE. Szczerze i to bardzo jeszcze raz NIE. Ostatnią usterkę naprawiłem 2 tygodnie temu, było to uzupełnienia czynnika i czyszczenie klimatyzacji. Z całego serca mogę polecić go najlepszemu przyjacielowi ( wsiadać i jeździć). Olej w silniku jeszcze wystarczy na 4000km i w tedy wymieniłbym też filtr gazu. Ja wymieniam cały komplet co 10000km. 
 
Czyli standardowy przykład "stan igiełka, tylko lać i jechać". Sprzedający przez cała długą korespondencje trzymał się tej wersji, i zapraszał na wizytę, oględziny i jazdę próbną. No to pojechałem, i tu nastąpiło niemiłe zderzenie z twardą rzeczywistością. Nie chce mi się opisywać tego całego rozczarowania, wiec ogranicze się do konkretów

  1. CAŁE AUTO było prawdopodobnie malowane, jako że wszędzie grubość lakieru podchodziła bardziej pod 180-200 mikro zamiast standardowych +-100
  2. Wszystkie nadkola były prawdopodobnie szpachlowane, jako że blisko krawędzi grubość powłok dochodziła od 400 do 800 (!!)
  3. Drobne nieszczelności na obu głowicach silnika - widać było dosyć intensywne "pocenie się" olejem
  4. Poważny wyciek oleju z uszczelnienia reduktora. Na tyle duży że obracający się wał rozbryzgiwał olej po podwoziu na 20 cm na lewo i prawo od reduktora. Sprzedający stwierdził że uszczelnienie było wymieniane 2 miesiące temu, a to co widzę to stare ślady... dziwnym trafem ze świeżego oleju
  5. Diagnoza klimatronika wykazała błędy 46 i 52, czyli dwa odpowiedzialne za tzw "blend doors" - klapki które podobno były wymienione
  6. No i najpoważniejsza sprawa - dziwne stuki w silniku. Sprzedający stwierdził że to "łańcuch rozrządu się obija o ślizgacz, ale spokojnie można tak jeździć". Krótki filmik pracy silnika:
 
 
I tak w skrócie wyglądało moje pierwsze osobiste doświadczenie z samochodem z niezwykle popularnej grupy "tylko lać i jeździć". Żeby nie było - ja zdaję sobie sprawę że rozmawiamy o samochodach w wieku 10+ wiec nie oczekuje tu stanu jak z salonu. Ale w momencie kiedy sprzedawcy wciskają kupującym bajeczki o stanie idealnym, co szybko weryfikuje rzeczywistość, to coś tu jest nie tak. A wystarczyłoby przecież w korespondencji napisać - to i to trzeba zrobić, proszę przyjechać, zobaczy Pan, dogadamy się co do ceny. Pojechałbym z innym nastawieniem, sprzedający byłby spokojniejszy, i być może doszłoby do negocjacji ceny i transakcji. A tak.. no cóż, może kiedyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz